Nie ma czegoś takiego jak bezbolesna śmierć. Jest tylko mniej lub bardziej bolesna. Ostatnio na lekcji biologii miałam, że wystarczy wpuścić sobie w żyłę chociażby minimalną ilość powietrza. To będzie coś na zasadzie bomby zegarowej. Gdy powietrze dojdzie do serca, przestanie ono funkcjonować.Jak tylko Sylwia zaszła w ciążę zacząłem przeglądać blogi parentingowe, głównie ojców. Mój znajomy twierdzi, że blogowanie powinno być zakazane, a mnie za chciał zastrzelić.:) Blogowanie według niego zabija dziennikarstwo. I coś w tym jest. Chociaż wielu dziennikarzy popełniło samobójstwo zanim pojawiły się blogi. Mimo wszystko jednak na blogach da się znaleźć ciekawe treści. Faktem jest jednak, że bardzo rzadko. Prawdziwą perełką wśród wszystkich wpisów jakie przeczytałem był “a Father’s Bucket List”, który przygotował Dr. Kelly Flanagan. Czym jest Bucket List? Jeśli oglądałaś/eś “Choć goni nas czas” ( “The Bucket List”) to wiesz, że była to lista rzeczy, które główni bohaterzy chcieli zrobić przed śmiercią. Jeśli nie znasz tego filmu to szczerze polecam. Jestem osobą, która woli stawiać sobie cele niż marzyć. Od kilku lat mam podobną listę i powoli ją realizuję. Za namową Dr. Flanagana przygotowałem drugą. Jest to lista rzeczy które chciałbym pokazać córce lub wspólnie z nią przeżyć. Nie ukrywam, że moim marzeniem jest nauczyć ją “ćpać życie”. Chciałbym, żeby znalazła swoje miejsce w świecie i umiała doceniać małe rzeczy. Chciałbym pokazać jej jak największą liczbę pasji, aby mogła znaleźć swoją. Życie bez pasji jest smutne i niebezpieczne. Chciałbym pokazać Zuzi rzeczy, które zaparły mi dech w piersiach lub w jakikolwiek inny sposób zmieniły moje życie. Wracając jednak do artykułu, który mnie zainspirował. Zarówno z jego treści, jak również z treści filmu, do którego się odnosi płynie jedno ważne przesłanie: Czas ucieka i trzeba go wykorzystywać na 100%. Zainstalowałem aplikację, o której wspomniano w artykule. Ustawiłem szacowaną datę pójścia Zuzi na studia, czyli teoretycznie opuszczenia rodzinnego gniazda. Piszę teoretycznie, ponieważ my jako słoiki uciekliśmy z domu w wieku 18-19 lat. Pamiętam jednak jak bardzo przechlapane mieli znajomi ze studiów, którzy słoikami nie byli. Biedni musieli po imprezie wracać do mamy i tłumaczyć się z woni alkoholowej oraz późnej godziny. Bycie słoikiem jak widać ma także swoje plusy. Załóżmy jednak, że Zuzia usamodzielni się w październiku 2034 roku. Mam zatem 18 lat, 9 miesięcy, 26 dni, 8 godzin, 52 minuty od teraz. Wydaje się dużo, ale ten czas topnieje bardzo szybko. Zanim aplikacja pokaże same zera chciałbym: Przeżyć z nią wschód i zachód słońca nad wielką wodą. Przeczytać jej wszystkie baśnie braci Grimm (i nie tylko). Fragmenty tych baśni to moje najwcześniejsze przebłyski z dzieciństwa. Jestem bardzo wdzięczny tacie za to, że mi dużo czytał. Zarazić ją miłością do matematyki. Nie wiem jeszcze jak to zrobić, ale będę się starał. Matematyka to królowa nauk i pomaga w każdej dziedzinie życia. Niestety w szkołach ciężko o nauczycieli z pasją. Większość dzieci nie lubi tego przedmiotu i jest to wina systemu edukacji. Zabrać ją do muzeów: Archeologicznego w Atenach, Historii Sztuki we Wiedniu, Luwru w Paryżu oraz Muzeum Sztuki w Nowym Yorku, ale nie “od tak, na odwal się”. Z ciekawym przewodnikiem, który będzie potrafił wytłumaczyć dlaczego ludzie kochają sztukę i dlaczego te eksponaty są tak cenne. Pokazać jej największe religie świata, wraz z ich wadami i zaletami. Ja swojej do tej pory nie znalazłem. Może jej pójdzie łatwiej. Odwiedzić NASA Kennedy Space Center lub chociaż Obserwatorium Astronomiczne w Rzepienniku Biskupim, żeby zobaczyła jak drobnym okruszkiem w wszechświecie jesteśmy. Obejrzeć z nią “Dziadka do orzechów” w Teatrze Bolszoj, a przynajmniej w Sali Kongresowej. Wysłuchać wspólnie koncert Narodowej Orkiestry Polskiego Radia w Katowicach. Uczestniczyć w koncercie którejś z legend jazzowych (niestety jest ich coraz mniej), a także w jam session. Znaleźć wspólną ulubioną piosenkę i zagrać ją razem na jakiś instrumentach. Wziąć udział w zawodach sportowych (rowerowych, biegowych lub pływackich), żeby zrozumiała, że najgorszą walkę toczymy z samym sobą. I da się ją wygrać! Spróbować jak najwięcej różnych potraw/kuchni świata. Zapewne odwiedzić Jiro w Tokyo nie zdążymy, ale może przynajmniej Nomę, Delicatessen lub El Bulli. I najważniejsze: pójść razem na studia. Do tej pory ciągle było mi nie po drodze. Pracuję w tygodniu i w weekendy. Przez następne 18 lat nie zanosi się na zmiany, ale jeśli do tego czasu nie obronię pracy magisterskiej to zrobię to najpóźniej razem z zakładam, że kierunki będą różne. Nie będę jej robił wstydu dosiadając się na sali wykładowej. Wystarczy, że przez tego bloga będzie się ojca wstydzić 🙂 A na koniec utwór, który sam z siebie zaczął mi wybrzmiewać w głowie gdy rozpocząłem tworzyć ten wpis: Do funkcjonujących od wielu lat numerów, stron www należą: 112 - numer alarmowy, który w stanach nagłego zagrożenia życia ratuje ludzkie życie 116 111 - całodobowy Telefon Zaufania dla Dzieci Młodzieży, oraz 800 100 100 - telefon dla Rodziców i Nauczycieli w Sprawie Bezpieczeństwa Dzieci, prowadzony przez Fundację Nigdy nie uważałem siebie za szczęściarza. Jak mógłbym, skoro piętno pechowca ciążyło na mnie chyba już od wczesnego dzieciństwa. Nie sądziłem, aby to właśnie wydarzenia z tamtego okresu ukształtowały moją osobę, sprawiając, że byłem… „taki”. Możliwe, że jednak to one stanowiły czynnik wspomagający moją późniejszą przemianę. Przemianę, która z dnia na dzień wydawała się siać spustoszenie we mnie samym, choć jednocześnie przemianę pomagającą mi dostrzec wszystko w prawdziwej postaci, niesfałszowanej ludzkimi działaniami. Wiedziałem, że owe przeobrażenie mocno nawiązywało do mojego ojca. Mimo że od września obecnego roku widywałem go raz w miesiącu lub nawet rzadziej, tylko po to, by odebrać alimenty, podczas naszych nielicznych spotkań i rozmów czułem, że moje myślenie w większości stanowi wręcz kopię tego, o czym on sam przy mnie rozprawiał. Nie miałem pojęcia jakim sposobem, a jednak – to właśnie po nim „przejąłem” świadomość. Zastanawiałem się chwilę, czy może przechwyciłem również jego zachowanie i moralność, ale z radością uznałem, że nie zrobiłem tego. Wiedziałem, że daleko jest mi od mężczyzny, który porzucił swoją rodzinę, wcześniej dokuczywszy jej swoim alkoholizmem i niepomierną wobec niej agresją. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, co odczuwa względem niego moja matka; kiedyś zapytała mnie, czy nie chcę wiedzieć, dlaczego się rozwiedli. Rzuciłem tylko: – Nie. I tak naprawdę było. Wystarczyło mi to, czego dowiadywałem się od pojedynczych osób, które miały coś wspólnego z moimi rodzicami. Może po prostu bałem się usłyszeć tego, co miałaby mi do powiedzenia; już nieraz zresztą widziałem na jej przedramionach cienkie, jasne blizny, które dawały mi świadectwo tego, z czym musiała się zmierzyć kilkanaście lat temu. Odczuwałem zimny dreszcz wraz z myślą sugerującą, bym miał zapytać o stare rany. Nie chciałem wznawiać bólu tak bliskiej mi osoby, chociaż to ona sama wyszła z taką inicjatywą. Byłem jednak na to za słaby. Wiem, że Ty, kimkolwiek jesteś, Odbiorco, niecierpliwie przebiegasz oczyma przez ten przydługi wstęp i szukasz wzmianki o mnie samym. O moim życiu. O mojej śmierci. Nie rozumiesz decyzji, którą podjąłem. Podjąłem ją ze łzami w oczach. To musi Ci wystarczyć. Nie chciałem się żegnać. Cholera, nadal nie chcę! Jednak nie widzę innego wyjścia… … Znasz to? Tak, ja też już to słyszałem od niedoszłych samobójców. Mam nadzieję, że ja będę tym „doszłym”, drogi Odbiorco. Sam już nie pamiętam, ile połknąłem tabletek; jak sporą ilością alkoholu owe popiłem. Ważna będzie tylko wspólna kooperacja tych dwóch składników. A w szczególności jej efekt końcowy. Wiem, że w tym momencie drogi Czytelniku, Twoje łzy zachodzą łzami. Nie martw się. Ja już niczego nie odczuwam. Przynajmniej w sferze fizycznej. Moja duchowość pozostanie, z pewnością wciąż odczuwająca wszelkie cierpienia, na które zasługuję. Wiesz, drogi Odbiorco, jak łatwo jest zniszczyć człowieka? Nie, nie wystarczy paru odebranych przez niego niemiłych słów, paru nieprzespanych nocy, paru nieudanych pomysłów, które tak długo wdrażał w życie… Złudna nadzieja i przyjaźń. Sądzisz, że jesteś doceniany, niezastąpiony, wyjątkowy. Wszelkie oznaki z zewnątrz pozwalają Ci w to wierzyć. Zbyt młody wiek, zbyt nieznaczne doświadczenie, zbyt małe niedowierzanie, zbyt duże zaufanie… I zanim się obejrzysz, nie potrafisz nazwać się człowiekiem. Jesteś tylko istotą, która funkcjonuje jedynie dzięki jedzeniu, wodzie, powietrzu. Tylko za sprawą zewnętrznych czynników. Nie masz w sobie wnętrza, ponieważ zostało zniszczone przez ludzi postrzeganych według Ciebie jako przyjaciele. Czytelniku… Odbieraj list uważnie. Interpretuj to tak samo jak wydarzenia w Twoim życiu. Pozostań cierpliwy, czekając na rozwój akcji; nie odchodź, nie zostawiaj tego, co zostało przez Ciebie rozpoczęte. Zostań jeszcze chwilę. Widzisz, drogi Odbiorco, to nie taka łatwa sprawa… Samobójstwo. Najpierw musisz uświadomić sobie, czego tak naprawdę pragniesz. Później, po wielu nieudanych próbach zrealizowania swoich celów, zaczniesz postrzegać rzeczywistość i świat jako wymiary, które nie są i nie będą w stanie dać Ci tego, o czym faktycznie marzysz. Potem, kiedy jednak nagle osiągniesz najmniejszy choćby sukces, na nowo rozpoczniesz odzyskiwać radość z życia i tego, co robisz. Dalej pojawi się ktoś, kto będzie w stanie pogrążyć Cię w Twoim własnym świecie. Znikniesz. Lub przynajmniej uznasz za chęć, by to zrobić. Więc kiedy jakimś dziwnym sposobem uda Ci się odejść żywym z tego pobojowiska, przeczytasz moje wyznanie z przymrużeniem oka, choć wciąż pamiętając, że zostało spisane przez martwego już człowieka. Jeżeli zaś poczujesz to, co wyżej opisane, zapłaczesz, stwierdzisz, że nie masz sił, aby ciągnąć tego dłużej… Przeczytasz mój list z pełnym zrozumieniem i zaszklonymi oczyma. Drogi Odbiorco… Ludzie, którzy mnie otaczali, uważali, że byłem dziwny. Ja w rewanżu sądziłem zaś, że to jednak oni wykazywali pewne objawy owej nienormalności. Może to przez przejętą od ojca świadomość, a może przez własne, bolesne doświadczenia wiedziałem, że powinienem dalej podtrzymywać swoją opinię specyficznej osoby. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jeśli uległbym negatywnym głosom z zewnątrz, moja inność zostałaby pogrzebana na zawsze. Teraz wiem, że jeśliby tak się stało, aktualnie nie musiałbym pisać tego listu. Tak, mój Odbiorco, otrzyj łzy i jeszcze raz przeczytaj poprzednie zdanie. Wybrałem między swoimi własnymi przekonaniami a zewnętrznym światem. Wiesz, drogi Odbiorco, kiedy postanowiłem to wszystko zostawić za sobą? Dość prozaiczna sytuacja, przyznaję, być może dla niektórych wręcz niegodna jako powód do odejścia ze świata doczesnego. Paliłem wtedy papierosa. W końcu rzuciłem go na ziemię. Widziałem, że wciąż tli się w nim namiastka życia. Pokręciłem głową, wciąż dziwiąc się, że to wszystko tak szybko się kończyło. Jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w jego postać, która samotnie leżała tuż obok mojego buta. Po chwili podniosłem stopę i bez cienia litości przygniotłem dymiące szczątki. Z pasją zacząłem coraz mocniej wciskać go w ziemię, aż w końcu dotarło do mnie, że przechodzący obok ludzie wpatrywali się podejrzliwie w moją postać. No cóż, ja sam też tak wyglądałem. Podarte, brudne ubranie, tłuste włosy, przekrzywione okulary i poharatana twarz. Tego jakże pozytywnego wrażenia dopełniał zapach unoszący się wokół mnie. Już chyba do niego przywykłem. Niestety. Od dłuższego czasu nie dbałem o siebie ze zwyczajnej racji, jakoby nikt nie dbał o mnie. Dokoła mojej osoby faktycznie były osoby, które stanowiły dla niej wsparcie; ja nadal nie potrafiłem odnaleźć w ich sile inspiracji do znalezienia własnej. Otrząsnąłem się z moich myśli i ponownie rozglądnąłem się dokoła. Przecież było tutaj tylu świadków mojego przestępstwa. Widziałem jednak, że nikt nie wydawał się być zbytnio zainteresowany tym, co robiłem. Ich ciekawość wzbudzało raczej to, jak wyglądam. Ludzie wokół mnie byli piękni, młodzi i zadbani. Nie pasowałem do nich pod względem fizycznym. Pewni siebie, roześmiani, odważni. Nie pasowałem do nich również pod względem psychicznym. Jak to się stało, że stałem się taki, jaki byłem? Wiedziałem, że kiedyś określałem siebie takim samym jak oni. Ale później odkryłem prawdę. Brutalną, szokującą prawdę, która była w stanie odmienić ludzkie życie. Choć paradoksalnie, podświadomie każdy ją znał. Trudniejszym zadaniem stanowiło dopuszczenie jej do siebie. Kiedy już to zrobiłeś… nie widziałeś odwrotu. Wtedy nawet nie potrafiłeś przekonująco udawać, że było w porządku. A więc znałeś prawdę. Patrzyłeś na wszystko i wszystkich inaczej. Z dystansem. Nieufnością. Ironią. Widoczną wręcz niechęcią. Powoli zaczynałeś zrażać do siebie ludzi, którzy myśleli, że okazywałeś się być chamski, zimny, aspołeczny. Oni po prostu nie wiedzieli, że odkryłeś prawdę. Coraz częściej słyszałeś diagnozy odnośnie twojej osobowości. Socjopata. Psychol. Odludek. Oni nawet nie wiedzieli, że może istnieć jakaś prawda. Jedyni Twoi sprzymierzeńcy i przyjaciele to osoby, które również znały prawdę. Zdawały sobie sprawę, podobnie jak Ty, że większość ludzkich zachowań to gra pozorów. W dodatku gra o naprawdę banalne sprawy. Przemijająca popularność, zdradliwa przyjaźń, chwilowa przyjemność. Kiedy przestałeś o to grać? W chwili, gdy zacząłeś przegrywać i tracić wszystko po kolei. Kiedy to przestało mieć dla ciebie znaczenie? W chwili, gdy zacząłeś odkrywać prawdę. Czy potrafiłeś stwierdzić, kiedy to się stało? Czy potrafisz… Czy wiesz, dlaczego akurat ty, spośród miliardów ludzi, otrzymałeś szansę na poznanie prawdy? Czy potrafiłeś zdefiniować Prawdę? Być może. Ważniejsze było jednak to, czy potrafiłeś przeniknąć wzrokiem ludzkie maski. Tak często zastanawiałeś się, dlaczego właściwie tu żyłeś, skoro nie rozumiałeś panujących zasad. Nie znalazła się osoba, która mogłaby to wytłumaczyć – podała ci jedynie maskę, ponaglającym wzrokiem nakazując natychmiastowe jej założenie i ukrycie się przed rzeczywistością. Jaka była twoja definicja Prawdy? Czy aby na pewno mógłbyś takową sformułować? Czy może właśnie tego się obawiałeś? Przepraszam, drogi Odbiorco. Gubisz się w tym momencie, marszczysz brwi z osiadłym na umyśle niezrozumieniem. Ale to po prostu stanowiło ongiś moją sytuację… Jeżeli żyjesz w takiej samej, z pewnością zrozumiesz wszystko. Wiesz, drogi Odbiorco, jeszcze nie tak dawno temu była przy mnie miłość mego życia. Nasze relacje przed wspólnym końcem nie należały do najlepszych. Żyłem w tak potężnym smutku, że nie potrafiłem cieszyć się z razem spędzonych chwil. Robiłem Ci, moja Kochana, awantury, które być może dla Ciebie nie były uzasadnione, a jednak dla mnie miały wielce emocjonalne podłoże… Pamiętam naszą ostatnia wymianę sms-ów. Po kilkunastu godzinach od dość ponurego rozstania zapytałem, czy nadal mnie kochasz. Po chwili dotarła Twoja odpowiedź. „Oczywiście. Dlaczego pytasz?” Sam wtedy zastanawiałem się, dlaczego pytam. Ta myśl tkwiła we mnie długo, jednak dopiero teraz udaje się jej uwolnić. Czuję, że zaczynam już tracić przytomność; w myślach przywołuję Twój nieidealny, choć wciąż piękny obraz. Powoli, lecz konsekwentnie stukam na telefonie pojedyncze litery. „Chciałbym mieć taką świadomość zanim umrę.”. Kochałem Cię. Tam, gdzie teraz jestem, nadal będę Cię kochał. Dla suicydologa próba samobójcza to komunikat „zwróć na mnie uwagę”, więc aż trudno sobie wyobrazić, jak silne emocje muszą targnąć nastolatkiem, skoro w kontakcie ze światem ucieka się do ostateczności. Pokrzepiające jest to, że każdy z nas może przeprowadzić psychiczną pierwszą pomoc. Wystarczy trochę czasu W Polsce co roku notujemy ponad sto samobójstw i kilkaset prób samobójczych dokonywanych przez dzieci i młodzież. Najwięcej młodocianych samobójców znajdziemy wśród uczniów szkół ponadpodstawowych, pomiędzy 15 a 19 rokiem życia. Jakie są korzenie i motywy takich aktów i jak wygląda skuteczna profilaktyka?14-letni Kacper z województwa łódzkiego, który przed kilkoma dniami popełnił samobójstwo, nie mogąc znieść złego traktowania przez rówieśników w szkole, nie jest przypadkiem odosobnionym. W podobnych okolicznościach odebrał sobie życie przed dwoma laty jego rówieśnik, Dominik z Bieżunia. 12-latka z województwa pomorskiego zabiła się po dokonanym na niej gwałcie przez mężczyznę poznanego w internecie – znaleziono przy niej list pożegnalny, w którym napisała, że nie jest w stanie dalej żyć. Ewa, lubiana uczennica liceum, powiesiła się w garażu rodziców po tym, jak rzucił ją ponad dziesięciu lat toczą się postępowania sądowe w sprawie winnych samobójstwa 13-letniego Bartka z Podkarpacia, którego szkolny katecheta miał publicznie oskarżyć o dokonanie kradzieży. Akty odebrania sobie życia zdarzają się wśród uczniów po braku promocji do następnej klasy, niepowodzeniach w nauce. W ubiegłym roku policja zanotowała przypadek samobójstwa… 9-latka, który – niestety skutecznie i bez żadnego wyraźnego motywu – targnął się na życie w samą Wigilię Bożego dane nt. samobójstwNasz kraj nie należy do miejsc o najwyższym promilu samobójstw i prób samobójczych zarówno wśród dorosłych, jak dzieci i młodzieży. W raporcie Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) dotyczącym przyczyn zgonów w populacji globalnej znajdujemy się w strefie o średnim wskaźniku ilości takich aktów (od 15 do 18 przypadków na każde 100 tysięcy mieszkańców). Statystyki WHO niepokoją, pokazując, iż na całym świecie samobójstwo stanowi drugą – po wypadkach drogowych – przyczynę śmierci osób w grupie populacji pomiędzy 15 do 29 rokiem wiedzy o liczbie samobójstw i prób samobójczych wśród najmłodszych w Polsce są dane Komendy Głównej Policji oraz Głównego Urzędu Statystycznego. Według KGP, w 2014 roku najwięcej aktów samobójczych dokonanych przez dzieci i młodzież miało miejsce w grupie pomiędzy 15 a 19 rokiem życia i liczba ta przekroczyła pół tysiąca. Wśród starszych dzieci do 14 roku życia – zanotowano ponad 70 takich przypadków. Śladowa ilość incydentów samobójczych wydarzyła się wśród dzieci do 9 roku podaje, że w 2016 roku w grupie od 1 do 18 roku życia próbę samobójczą podjęło 475 osób, z czego zgonem zakończyły się 103 przypadki (zob. Notatka informacyjna GUS, KGP oparte na wyliczeniach Wojewódzkich Komend Policji w latach 2013-2016 podają od 144 (2013 rok) do 101 (2016 rok) przypadków skutecznych samobójstw w grupie wiekowej od 13 do 18 roku także:Zabija więcej osób niż wojny czy kataklizmy. Z roku na rok ofiar przybywaDlaczego młodzi odbierają sobie życie?Naukowcy zwracają uwagę, że – od strony opisowej – motywy działań samobójczych są podobne u dzieci i młodzieży, jak i dorosłych. W praktyce jednak nieukształtowany aparat psychiczny i emocjonalny dzieci oraz nastolatków zwielokrotnia intensywność przeżywania przez nich rzeczywistości, odkrywania zdolności, popędów i cech osobowościowych. To, co dla dorosłego człowieka może wydać się nieprzyjemnym doświadczeniem, jak np. krytyka lub złośliwe, negatywne opinie ze strony najbliższych lub przyjaciół, u dzieci i młodzieży może przybrać katastrofalne skutki!Przykładem może być np. krytyka wyglądu i stylu ubierania, zachowań towarzyskich, plotki o prowadzeniu swobodnego (lub przeciwnie – rygorystycznego) stylu życia czy też o odmiennej orientacji seksualnej, pochodzeniu społecznym i statusie materialnym, w końcu – wyśmiewanie chorób i widocznych wad fizycznych, odróżniających młodego człowieka od co indywidualnie popycha młodych samobójców do działania, jest wołanie o pomoc i „krzyk rozpaczy” związany z niezrealizowanym pragnieniem ciepła, miłości, zrozumienia i uwagi. Następnie dopiero pojawia się dążenie do trwałego uwolnienia się od niepowodzeń życiowych, depresja i nieprzewidywalna impulsywność społeczne samobójstw najmłodszych tkwią głównie w rodzinach dysfunkcjonalnych wychowawczo, zagrożonych rozpadem lub niepełnych (szczególną traumą dla dziecka lub nastolatka może być rozwód rodziców i wiążące się z nim zmiany życiowe, np. konieczność mieszkania razem z nowym opiekunem).Inne czynniki to zależność od nękającej i wpływowej grupy rówieśniczej, oddziaływanie radykalnych nurtów popkultury lub ideologii oraz coraz częściej – uzależnienie od wirtualnej rzeczywistości. Od przeżywania „hejtu” ze strony znajomych na Facebooku, po nałogowe uwikłanie w gry komputerowe, pornografię i kontakty z nieznanymi osobami w sieci. Najmłodsi nie zostawiają listów…Specjaliści są zgodni, że gwałtowne, bolesne i trudne do zrozumienia wydarzenia stanowią poważne zaburzenie egzystencji najmłodszych, mogące prowadzić do prób samobójczych. Powinno się ich chronić przed tego rodzaju przeżyciami, zwłaszcza jeżeli wiążą się one z koniecznością ponoszenia skutków działań działań samobójców możemy odczytać już po samym czynie. W przypadku najmłodszych napotykamy najczęściej na problem braku pozostawienia listów pożegnalnych oraz braku zwierzania się rodzinie lub rówieśnikom o zamiarze popełnienia tak radykalnego badaczy wskazuje, że w ponad 80 proc. przypadków nie jesteśmy w stanie precyzyjnie ustalić powodów, dla których młody człowiek targa się na życie. Co więcej, istnieje odsetek samobójstw niezamierzonych, dokonanych na skutek słabej umiejętności przewidywania dalekosiężnych skutków swoich działań – np. zażywania dużej ilości substancji psychoaktywnych, picia alkoholu, bezmyślnych i okrutnych żartów lub absurdalnej zapobiegać samobójstwom dzieci i młodzieży?Ośrodki Pomocy Społecznej, szkoły, gminy oraz Kościoły i organizacje pozarządowe biorą od lat udział w programach profilaktycznych lub kampaniach społecznych. Przykładem tej ostatniej jest akcja „Zobacz… Znikam”, zachęcająca młodych do dzielenia się z rodziną, wychowawcami i rówieśnikami swoimi problemami, bolączkami i zauważyła w rozmowie z Polskim Radiem w ubiegłym roku jedna z jej współtwórczyń, socjolog i kryminolog Marta Soczewka, samobójstwa młodych są w Polsce wciąż uważane za społeczne tabu. O samobójstwach dzieci i młodzieży informują głównie media lokalne i nie zawsze każdy taki przypadek przebija się do świadomości także:Córka diakona popełniła samobójstwo. „Była pięknym dzieckiem Bożym”Dodać w tym miejscu należy, że nie zawsze serwisy informacyjne zdają egzamin z obiektywnego relacjonowania takich wydarzeń, postrzegając je w sposób ograniczony i jednowymiarowy, wykorzystując dla własnej polityki komunikacyjnej, często również bez należytego poszanowania dla rodzin i bliskich od tego, na jakim poziomie prowadzić będziemy działania profilaktyczne, najważniejszym ich elementem powinno być uczenie odpowiedzialnego i życzliwego stosunku do drugiego człowieka i wyraźnego wskazania, że nikogo z żadnych powodów nie można obrażać, nękać oraz poniżać. Nauka ta dotyczyć powinna w równym stopniu dzieci i młodzieży, jak i także:Michael Patrick Kelly: co powstrzymało mnie przed samobójstwemKorzystałem z opracowania „SAMOBÓJSTWA nieletnich i młodocianych: rozmiary, uwarunkowania, profilaktyka”, red. nauk. Brunon Hołyst; oprac. Izabela Dziekońska-Staśkiewicz, Antoni Strzałkowski, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, 1989 Ale po kolei. Okres od zakończenia gimbazy do tego zjebanego dnia był nieironicznie najszczęśliwszym czasem mojego życia. W końcu, po trzech absolutnie depresyjnych latach w katolickiej gimbazie z jedną klasą na rocznik, byłem wolny. Ten tekst przeczytasz w 12 minut W Polsce przyznanie się do myśli samobójczych jest bardziej deprymujące niż przyznanie się do alkoholizmu / ShutterStock Odebranie sobie życia pozostaje tabu. I tak samo jak przed wiekami naznacza rodzinę samobójcy tragicznym – jeśli nie religijnym, to kulturowym – piętnem Który z listów samobójców, jakie pani zgromadziła na potrzeby swojej pracy naukowej, zrobił na pani największe wrażenie? Pomijając to, że lektura i analiza każdego z nich muszą być bardzo obciążające psychicznie. List młodej kobiety adresowany do jej kilkuletniego syna. Pisze w nim o swojej bezgranicznej miłości do niego i jednocześnie tłumaczy, dlaczego śmierć jest dla niej najlepszym rozwiązaniem. Tym, co wyjątkowo porusza, są narysowane na kartce serduszka i uśmiechnięte buźki, którymi przyozdabia słowa. To coś wyjątkowego – sama zresztą zaznacza, że ten list ma być dla dziecka pamiątką, dowodem uczuć, jakie żywiła do niego. To ostatnie słowa matki, to jej ostatnie tchnienie, ostatnia decyzja, ostatnie emocje. Po co ludzie, którzy postanawiają się rozstać z życiem, piszą listy pożegnalne? Czy rzeczywiście chcą się w ten sposób pożegnać? Także mnie to nurtuje, podobnie jak pytanie, czy to są faktycznie listy. Przecież założeniem listu jest komunikacja – przekazujemy drugiej osobie informację i oczekujemy odpowiedzi. A tutaj jest ona niemożliwa. Tak jak w przypadku tej kobiety – jej syn zostanie do końca życia ze słowami matki, na które nie może napisać odpowiedzi. Będzie musiał z tym żyć. Wprawdzie jej przesłanie, jak zresztą wszystkie pozostawiane przez samobójców, ma konkretnego adresata (zwykle są to bliscy, bo ludzie piszą: „Kochani Rodzice”, „Droga Mamo”, „Najukochańszy Synku”), ale sposób i miejsce jego pozostawienia, wysłania jest zaprzeczeniem tej intymności. Zwykle listy te są pozostawiane na widoku, aby łatwo było je znaleźć, bez okrywającej ich zawartość koperty. I często pierwszymi osobami, które je mogą przeczytać, są przypadkowi, obcy ludzie – policjanci czy załoga karetki. Można by wysnuć wniosek, że słowa, które piszą ci ludzie, są przeznaczone nie tylko dla najbliższych, ale w ogóle dla świata. Niektóre z nich na pewno, gdyż są właśnie takim rodzajem rozliczenia się ze światem. Często padają w nich stwierdzenia: „Nie nadaję się do tego świata” czy „W takim świecie nie chcę i nie potrafię żyć”. I jest jeszcze jedna rzecz, która nadaje tym przesłaniom szczególną wartość: niemal wszystkie, w każdym razie te, które ja zgromadziłam, a jest ich około stu, są pisane ręcznie. Proszę zwrócić uwagę, że dziś niemal nikt nie pisze listów. Wysyłamy za to SMS-y, e-maile, nawet życzenia świąteczne często posyłamy w ten sposób. A jednak ludzie, którzy decydują się na krok ostateczny, zadają sobie trud, aby to, co chcą przekazać, napisać za pomocą długopisu czy pióra. List jest połączony z samobójcą. Jest materialnym śladem, ostatnim, który ten pozostawia po sobie. To nadaje ich słowom szczególną wagę. I sprawia, że zostawiają po sobie coś materialnego. Właśnie tę odręcznie zapisaną kartkę papieru. Poza jednym mi znanym wyjątkiem. Do tej pory wśród tych wszystkich przebadanych przeze mnie listów znalazł się tylko jeden napisany na komputerze, wydrukowany i pozostawiony na łóżku autora. Był to list studenta nauk ścisłych, zajmował dwie strony, dotyczył problemu z dopasowaniem się do współczesnej formy edukacji i sposobu współpracy z wykładowcami. Na końcu znajdowało się wyjaśnienie powodów decyzji, a także dokładny opis sposobu, w jaki autor zamierzał popełnić samobójstwo. Podpis imienny pod listem był także napisany przy użyciu komputera. Mimo wynikającej z treści listu tęsknoty za dawnym, tradycyjnym sposobem studiowania, został on spisany w formacie cyfrowym. A te listy kreślone własnoręcznie to na czym są pisane? Halszka Witkowska doktorantka na Wydziale „Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego, od 2016 r. przewodnicząca komisji do spraw kultury w Polskim Towarzystwie Suicydologicznym / Dziennik Gazeta Prawna Na czymkolwiek: kartce papieru, niezadrukowanej stronie rachunku, w zeszycie, na ścianie, na kartce reklamowej firmy zajmującej się wodociągami czy na kartkach z kalendarza. Samo miejsce pozostawienia wiadomości nie ma większego znaczenia. Dowodzi to pewnej spontaniczności zapisu. Jedne listy są krótkie, lakoniczne, czasami jest to jedno zdanie. Bywa że niepokojące, niedające się zapomnieć, jak „Dzwoniące domofony straszą mnie, że niedługo zginę”. Albo – pisownia oryginalna – „Nikt niewie co to jest bul”. Ale zdarza się, że są to długie epistoły zajmujące po kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt kartek. Strumień świadomości, zapis całego życia, przeszłości i teraźniejszości, targających nimi emocji. Czy da się znaleźć coś, co łączy te listy? Tak. Samobójca jest w tej szczególnej sytuacji, kiedy wie to, co innym ludziom jest niedane, co jest dla nich największą tajemnicą – kiedy umrze. I ta wiedza, świadomość śmiertelności, sprawia, że staje się wszechwiedzący także w innych aspektach. Słowo „wiem” powtarza się w listach: wiem, że zrobiłem źle; wiem, że i tak nic z tego nie będzie; wiem, że mnie nie pokochasz; wiem, że was zawiodłam; wiem, że przyniosłem wam wstyd; wiem, że jutro nie będzie lepiej; wiem, że to jedyna sensowna decyzja, jaką mogłem podjąć. Ale także: wiem, że z nim będzie ci lepiej; wiem, że sobie poradzisz. Samobójca, pisząc list, ustawia się w pozycji osoby, która wie. Ta bliskość śmierci i pewność podjętej decyzji pozwala zamienić mu się we wszystkowiedzącego narratora. Z góry zakłada, że wie o tym, jak potoczą się pewne sprawy, jak będzie dalej wyglądało jego życie oraz życie emocjonalne innych ludzi. Nie tylko projektuje w specyficznym świetle swoją przeszłość, lecz także przyszłość bliskich. To testament, w którym przekazuje się ostatnią wolę. Przy czym może ona dotyczyć spraw wydawałoby się drobnych, typu: „Spłać moje długi”, „Zaopiekuj się psem”, poprzez kwestie dotyczące pogrzebu – „Skremuj mnie”, na „Bądź szczęśliwa” kończąc. Co ciekawe, zdania w listach mają często charakter performatywny – a więc zmieniający świat. Performatyw to zdanie, które powoduje, przez sam fakt jego wypowiedzenia, stan rzeczy, o jakim mówi. Takie zdania niczego nie opisują, nie są prawdziwe ani fałszywe, wypowiedzenie takiego zdania jest w części lub w całości wykonaniem pewnej czynności, jak np. słowo „Tak” na ślubie czy nadawanie imienia nowemu statkowi. Tylko wypowiadając lub pisząc jakieś słowo, sprawiamy, iż coś się staje. Napisanie o samobójstwie jest jakby wzmocnieniem tego aktu. Gdy nie ma listu przy ciele, budzą się podejrzenia o udział osób trzecich. List staje się swojego rodzaju podkreśleniem, ale i nazwaniem rzeczy, jaka miała miejsce. Wiele z nich zaczyna się od słów: „To była moja decyzja” lub „Zabraniam cucenia”, czasem „Ja niżej podpisany..., oświadczam, że po śmierci wyrażam zgodę na pobranie moich wszystkich zdatnych narządów w celach medycznych”. To ma podkreślić dobrowolność śmierci oraz fakt, że została podjęta nieodwołalna decyzja, z którą musimy się pogodzić. Śmierć samobójcza jest tak poważną decyzją, że osoba, która ją podejmuje, nie może pozwolić sobie na niedomówienia, dlatego też spisanie tych kilku zdań jest niezwykle ważne dla autora. Są jakieś wyrażenia, słowa, które się powtarzają, niezależnie od osoby autora? Przepraszam. Wybaczcie. Zrozumcie. Większość listów od takich sformułowań się zaczyna i na nich kończy. Prośba o wybaczenie stanowi pewnego rodzaju wytłumaczenie, ale i oczyszczenie. Osoby, które podjęły decyzję ostateczną, pragną wyrozumiałości, akceptacji ich posunięcia. Jak tutaj: Mężczyzna, lat 46: „Przepraszam wszystkich, wybaczcie, ale moim marzeniem była cisza i spokój. Teraz już ją osiągnąłem. Nie płaczcie i tak się wszyscy spotkamy. Dlatego z nikim się nie żegnam. Żegnajcie. Przepraszam”. To powtarzanie tych słów – przepraszam, wybaczcie – wynika z tego, że z jednej strony piszący pragnie podkreślić, jak ważne są dla niego osoby, do których kieruje pożegnanie. Czuje się winny i zdaje sobie sprawę z bólu, jaki spowoduje jego decyzja. I jeszcze jedno – osoba, która decyduje się na dobrowolną śmierć, zdaje sobie sprawę, z jakim piętnem i poczuciem wstydu pozostawia swoją rodzinę. Piętnem? Już minęły czasy, kiedy samobójców grzebano za cmentarnym murem, na niepoświęconej ziemi. To prawda, Kościół katolicki poradził sobie z tym problemem, tłumacząc, że osoby, które odbierają sobie życie, są po prostu chore, więc nie mogą odpowiadać za swoje czyny. Jednak samobójstwo nadal pozostaje pewnym tabu, choć z innych powodów niż kiedyś. I tak samo jak przed wiekami naznacza rodzinę samobójcy tragicznym – jeśli nie religijnym już, to kulturowym – piętnem. Żyjemy w cywilizacji, która afirmuje nawet nie tyle życie, ile nieśmiertelność. I rozumiany na wiele sposobów sukces. Mamy obowiązek być młodzi, bogaci, piękni. Szczęśliwi i przebojowi. Dawać sobie radę w każdej sytuacji. O tym krzyczą do nas okładki kolorowych magazynów, o tym przekonują eksperci w telewizji. We współczesnej kulturze masowej niechętnie mówi się o śmierci. Wszelkie tematy tanatyczne spychane są na dalszy plan. Niemal nie istnieją, chyba że przy okazji Wszystkich Świętych, które i tak już zamieniono w Halloween i okazję do imprezowania. Umieranie i jego szczegóły traktujemy jako sprawę bardzo osobistą, przykrą i niemal wstydliwą – temat niewłaściwy do poruszania w towarzystwie. Terminalnie chorych bliskich odstawiamy do szpitali, żeby tam umarli z aparatem tlenowym na ustach, potem zajmą się ich ciałem specjaliści z zakładu pogrzebowego, a my co najwyżej pojawimy się na pogrzebie, nie mając żadnej styczności z procesem umierania. Silny wpływ na taki stan rzeczy ma laicyzacja społeczeństwa i oddalanie się od wartości proponowanych przez Kościół. W pustoszejącym z religii miejscu zostają jedynie osobiste wyobrażenia o śmierci stworzone niczym kolaż z kawałków literatury, filmów, cmentarnych nagrobków i pozbawionych już głębszego znaczenia ceremonii pogrzebowych. To prawda, że nie lubimy sobie zawracać głowy sprawami ostatecznymi, które nas smucą i przerażają. No, chyba że chodzi o film albo książkę. Ale nadal nie rozumiem, w jaki sposób czyjeś samobójstwo mogłoby piętnować bliskich. Bo w sytuacji, kiedy wszyscy zamykają swoje umysły przed nieuchronnym, samobójca to człowiek, który myśli tylko o śmierci. Nieraz latami, i to każdego dnia. Stawia śmierć w centrum swoich zainteresowań. Zaprasza ją do domu. To dla innych ludzi niepokojące, wręcz przerażające. Taka osoba jawi się jako zagrożenie, tak jakby można się było takim myśleniem zarazić. Jeśli w jakiejś rodzinie przydarza się samobójstwo, jest to sygnał dla innych, że coś w niej było nie tak, że jej członkowie ponieśli klęskę. No, chyba że na życie targa się dziecko albo bardzo młody człowiek, wtedy wszyscy bardzo współczują jego bliskim. Choć to dla mnie pewien paradoks – bo przecież właśnie w tym przypadku można zakładać, że rodzice czegoś nie zauważyli, zlekceważyli sygnały wysyłane przez dziecko potrzebujące pomocy i zawiedli na całej linii. Niemniej jednak tak właśnie jest. I kolejny paradoks: czy wie pani, że u nas przyznanie się do nawracających myśli samobójczych jest bardziej deprymujące niż przyznanie się do bycia alkoholikiem? Alkoholizm mamy przećwiczony, jest swojski i wiemy, co robić, jak się zachować w kontakcie z takim człowiekiem. Choć, mam wrażenie, kampania edukacyjna związana z depresją prowadzona od kilku lat już daje dobre efekty. Jakby to powiedzieć... Depresji mówimy tak, ale samobójstwom nie. Bo nie mamy pojęcia, w jaki sposób rozmawiać z osobą, która mówi o tym, że chce przestać istnieć. Dlatego uciekamy od niej albo bagatelizujemy jej słowa. Mówimy: nie wygłupiaj się, świat jest taki piękny, jeszcze szczęście zapuka do twoich drzwi – i temu podobne banały, które w żaden sposób nie pomogą, nie mogą pomóc, a co najwyżej pogłębią jeszcze rozpacz tego człowieka. A jeśli znajduje się on w stanie, który można nazwać gorączką presuicydalną, kiedy nie jest w stanie myśleć o niczym innym, tylko o tym, żeby umrzeć, niewłaściwe zachowanie, jedno głupie usłyszane czy przeczytane słowo może sprawić, że przejdzie od myśli do czynów. Bo to nie jest tak, że samobójca podejmuje decyzję w ciągu minuty, godziny czy nawet miesiąca – choć i takie sytuacje są możliwe. Zwykle chodzi z myślami samobójczymi przez dłuższy czas. Jest już zdecydowany, ale dzwoniący w porę telefon, życzliwa osoba, jakiś pozytywny bodziec mogą odwieść go od decyzji, którą już podjął. Przynajmniej na jakiś czas. To nie jest tak, że samobójca jest jakimś kosmitą, który spada z nieba ze swoją niezrozumiałą, budzącą grozę decyzją. Samobójcy są wśród nas, w pracy, w szkole, na ulicy, a może i w jednym domu. Panuje takie przekonanie, że ktoś, kto dużo mówi o śmierci, nigdy się nie zdobędzie na ten krok – pogada sobie i przestanie. Krowa, która dużo ryczy, i tak dalej... Badania suicydologów na całym świecie pokazują, że jest odwrotnie. Jednostka w stanie presuicydalnym często szuka kontaktu z innymi, żeby im opowiedzieć o swoich myślach samobójczych, o tym, że nie może już dłużej żyć i chce z sobą skończyć. A jeśli dostaje zwrotny komunikat typu: „Ha, ha, ha, i tak tego nie zrobisz”, może odebrać to jako wyzwanie. Erwin Ringel w książce „Gdy życie traci sens” opisuje historię uczennicy jednego z wiedeńskich liceów, która przyniosła do szkoły pistolet i z uśmiechem pytała kolegów, gdzie należy go przyłożyć, aby nie spudłować. A oni byli przekonani, że chodzi o żart. Ale dziewczyna nie żartowała. Jednak ludziom łatwiej jest zlekceważyć niepokojące zachowania, żeby samemu móc zachować spokój ducha. Inny przykład takiej sytuacji przytacza Al Alvarez, rozpoczynając nim poruszającą książkę „Bóg bestia: studium samobójstwa”. Opowiada o roztargnionym nauczycielu fizyki, który bez przerwy dowcipkował na temat samobójstwa. Pewnego dnia powiedział, że jeżeli ktoś zamierza poderżnąć sobie gardło, to powinien przedtem założyć worek na głowę, bo inaczej będzie trzeba po nim dużo sprzątać. Uczniowie się śmiali. Po lekcjach wsiadł na rower, pojechał do domu, włożył na głowę worek i poderżnął sobie gardło. Winien jest brak wiedzy, jak zachować się w momencie, gdy ktoś wspomina o samobójstwie, nawet żartem – takie powszechne stępienie emocjonalne. To jak rozmawiać z potencjalnym samobójcą? Magazyn DGP z 28 lipca 2017r. / Inne Przede wszystkim słuchać. Słuchać, co ma do powiedzenia. Jeśli jest smutny, pogrążyć się w smutku razem z nim. Nie proponować wypadu na imprezę, do kina, żeby się rozerwał. Widok innych, zadowolonych z życia ludzi, może tylko pogłębić jego determinację i chęć skończenia ze sobą. Marzyłaby mi się taka szeroko zakrojona kampania społeczna dotycząca samobójstw, ich zapobieganiu, sposobie postępowania z ludźmi, którzy zdradzają tendencje autodestrukcyjne. Bo skąd ludzie mają wiedzieć? Tematyka suicydologiczna jest u nas zamknięta w naukowych publikacjach. Skoro o samobójstwie nie mówi się w dyskursie publicznym, a potencjalnym samobójcom nie wypada mówić o swoich problemach, to skąd społeczeństwo ma wiedzieć, jak należy z takimi osobami rozmawiać? Mam wrażenie, że informacje na temat samobójstw są dostępne w nadmiarze. Czy to w mediach głównego obiegu, a już na pewno w internecie. Chodzi zwłaszcza o to, w jaki sposób się mówi i pisze, jak przebiega narracja. Bardzo często są to teksty oparte na badaniach naukowych i statystykach. Niby ich cel jest szczytny, gdyż mają na celu zwrócenie uwagi na niepokojące zjawiska czy tendencje. Media donoszą: „Mężczyzna w wieku 35–45 lat, najczęściej bezrobotny. Oto typowy polski samobójca”, „Fala samobójstw nastolatków”. Przestano informować o tym w mediach z lęku przed efektem Wertera (znaczący wzrost samobójstw spowodowany nagłośnieniem w mediach samobójstwa znanej osoby – red.). Z artykułów tych dowiadujemy się że w Polsce liczba samobójstw przekracza obecnie 6 tys. ofiar rocznie, to więcej niż ginie w wypadkach samochodowych. Że każdego roku życie odbiera sobie sześć razy więcej mężczyzn niż kobiet. Że samobójstwo jest siódmą najczęstszą przyczyną zgonów w Polsce, a wśród emerytów zjawisko to dramatycznie wzrosło. I jeszcze, że na świecie co 40 sekund ktoś popełnia samobójstwo. I właśnie w tym problem, że w przekazie medialnym samobójstwo to liczby, wskaźniki, a nie ludzie. Takie podejście do przekazu masowego dotyczącego śmierci czyni ją bezosobową, daleką i obcą, z pewnością niedotyczącą nas samych. Samobójstwo przestaje być dramatycznym czynem odebrania sobie życia przez opuszczoną jednostkę, przemienia się natomiast w posegregowany przykład jednej z wielu współczesnych patologii. Natomiast informacje na jego temat pojawiające się obficie w internecie mają w przeważającej mierze destrukcyjny charakter. Mam na myśli te wszystkie strony promujące i zachęcające do popełnienia samobójstwa, co ma być lekarstwem na rozwiązywanie problemów życiowych, zawierające szczegółowy opis skutecznych sposobów odebrania sobie życia, pozwalające na wymianę, a także umożliwiające zawiązywanie się paktów samobójczych. Zauważam tę sprzeczność – z jednej strony unikamy mówienia o samobójczej śmierci inaczej, niż cytując dane liczbowe, z drugiej zaś temat buzuje w internecie. A młodzież fascynuje się postaciami zwłaszcza tych idoli, którzy zginęli z własnej ręki. I mnie to jakoś nie dziwi. W przeciwieństwie do faktu, że pani zajmuje się suicydologią nie z perspektywy kryminalistycznej czy psychologicznej, lecz językowej. Kulturowej. Chodzi o styl emo? Choć od czasu szczytu popularności stylu emo minęło kilka lat, jednak w przestrzeni internetu daje się zauważyć wciąż panujący pogląd, że większość nastolatków piszących o śmierci lub samookaleczeniu to użalające się nad sobą dzieci z bogatych domów, które w ramach rozrywki próbują zrobić zamieszanie wokół swojej osoby, przecinając żyletką skórę. Wizerunek emo spowodował wzmocnienie i tak już silnej obojętności oraz pogłębienie znieczulenia wobec osób z myślami samobójczymi. Dobrym, choć przerażającym przykładem jest to, co stało się przed dwoma laty po samobójstwie 14-letniego Dominika zaszczutego – w realu i w sieci – przez rówieśników. Najgorsze, że po jego śmierci fala hejtu nie ustała, pod artykułami traktującymi na ten temat mnożyły się podłe komentarze, użytkownicy prześcigali się w tworzeniu prześmiewczych memów z twarzą chłopca. To pokazuje, jaki wpływ popkultura i słowo właśnie mogą mieć na tak fundamentalne kwestie, jak czyjaś śmierć albo życie. Bo właśnie w kulturze na co dzień przegląda się potencjalny samobójca, to do jej wyobrażeń na temat życia, piękna czy idealnego związku porównuje własne przeżycia. Często nie nadążając lub gubiąc się w rytmie chaotycznego konsumpcjonizmu, traci podstawowe wartości, dzięki którym dotychczas udawało mu się utrzymać swoje życie w ryzach. Współczesny samobójca to nie tylko dowód na porażkę społeczeństwa, to przede wszystkim dowód na porażkę i utratę wartości współczesnej kultury. Zobacz więcej Samobójcy. Listy z nazistowskich Niemiec - Goeschel Christian, w empik.com: 42,90 zł. Przeczytaj recenzję Samobójcy. Listy z nazistowskich Niemiec.
O tym że social media potrafią mieć niegatywny wpływ na młodych ludzi mówi się od dawna. Teraz jednak oskarża się je o bezpośrednią przyczynę samobójstwa młodego chłopaka. Jego rodzice złożyli pozew do sądu. Samobójstwa nigdy nie są tematem o którym dyskutuje się łatwo. A kiedy mowa o odebraniu sobie życia przez osoby młode - tym bardziej. Szczególnie kiedy osoba która podjęła taką decyzję zostawia za sobą stęsknionych bliskich. Nie wyobrażam sobie ogromu smutku z którym muszą sobie poradzić jego najbliźsi. Ale samobójstwa wśród młodzieży nie są niczym nowym, ale coraz częściej oskarżane są o nie media społecznościowe. Rodzice Christophera Dawleya, który na kilka tygodni przed swioimi 17 urodzinami targnął się na swoje życie, siedem lat po tragedii postanawiają pozwać korporacje stojące za popularnymi serwisami społecznościowymi. To właśnie je oskarżają o śmierć swojego dziecka. Źródło: Depositphotos Chris i Donna Dawley złożyli w ubiegłym tygodniu pozew przeciwko korporacjom Snap oraz Meta ( Facebook, Instagram) za pośrednictwem Social Media Victims Law Center. Oskarżają gigantów za bezpośrednie przyłożenie się do śmierci ich syna, który wciągnął się w serwisy społecznościowe do stopnia obsesji i uzależnienia. Konta w nich miał założyć w wieku 14 lat, wystarczyły więc tylko dwa lata, by doprowadzić do tragedii. Ofiara przed śmiercią pożegnała się z najbliższymi (wiadomość do przyjaciela, tajemniczy wpis na Facebooku oraz list pożegnalny dla rodziny — co znamienne, pozostawiony na kopercie z listem informującym o przyjęciu do koledżu. Jak wynika z relacji rodziców — Christopher umarł we własnym pokoju, ze smartfonem w dłoni. W pozwie rodzice wspominają, że przez media społecznościowe ich syn dostał obsesji na punkcie swojego wyglądu. A przez uzależnienie — nie dosypiał, każdej nocy siedząc do 3 nad ranem. Według rodziny, samobójstwo ich syna było: wynikiem niebezpiecznych platform z których korzystał: z Instagrama, Snapchata i Facebooka. Jak mówi ojciec ofiary: Jeśli nasze wysiłki, aby pociągnąć te firmy do odpowiedzialności za narażanie dzieci na ich śmiercionośne produkty, zapobiegną nawet jednej rodzinie doświadczania bólu, jaki doznała nasza rodzina po stracie CJ, nasza walka będzie warta zachodu. Źródło: Depositphotos Państwa Dawleyów reprezentuje Matthew P. Bergman, założyciel wspomnianego Social Media Victims Law Center. Jak sam twierdzi: właściciele platform byli świadomi tego jak uzależniające są ich produkty, a mimo wszystko nie zadbali o odpowiednią ochronę niepełnoletnich użytkowników. Wszystko to dla klików i zysków. A jak wyszło na jaw w ubiegłym roku — właściciele Instagrama doskonale wiedzieli, jak toksyczny jest to serwis dla młodych ludzi. I nic z tym nie zrobili. Wzywamy właścicieli Facebooka, Instagrama i Snapchata do nadania priorytetu zdrowiu i dobru użytkowników poprzez wdrożenie zabezpieczeń chroniących nieletnich przed niebezpieczeństwem cyberprzemocy i wykorzystywania seksualnego, które szerzą się na ich platformach. To właśnie wspomniany wyciek dodał rodzicom ofiary skrzydeł i zachęcił ich, by walczyć z gigantami. Po tym jak świat ujrzał dowody na to, że Facebook i spółka doskonale wiedzą jakim mogą być zagrożeniem dla młodych ludzi — wciąż nie zdecydowali się nic z tym zrobić. Mark Zuckerberg, jak to ma w zwyczaju, zbagatelizował sprawę i rozmawiając o tych dokumentach twierdził, że zostały one wyrwane z kontekstu. Przedstawiciele Snapchata twierdzą zaś, że nie ma dla nich nic ważniejszego, niż zdrowie i dobro użytkowników. Z tych ogólników jednak niewiele wynika. Żadna z firm nie komentuje jeszcze pozwu, który kilka dni temu trafił do amerykańskiego sądu. ŹródłoHej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu